beksa

Beksa

Autor:

Marcin Grzelak

Data wydania:

19/04/2024

Kategoria:

Wydawnictwo:

Poza

Stron:

288

ISBN:

9788397037212

Historia dwóch mężczyzn: tajemniczego Adama, uciekającego przed swoją kryminalną przeszłością w Bieszczady oraz Irka, młodego szczecińskiego gangstera zmagającego się z zaburzeniami lękowymi. Przestępcza przeszłość obu bohaterów prowadzi ich losy ku sobie, lecz to kobiety biorą w ich imieniu rewanż na rzeczywistości. Akcja pozornego kryminału przeplata się z opisami choroby psychicznej i terapii, a zakończenie zmusza do odpowiedzi na niewygodne pytania.

Beksa to opowieść o ludziach i o tym, jak los potrafi spleść ich historie. Zaskakująca, smakowita i napisana pięknym językiem. Precyzyjna jak mechanizm do samodzielnego złożenia, ale bez instrukcji: na początku dostajesz trochę części i kół zębatych, składając je przez długi czas zastanawiasz się, jak to będzie działać, a na końcu okazuje się, że wszystko idealnie się zazębia, a efekt wzbudza podziw. Po raz kolejny autor udowadnia swój literacki kunszt, budując zgrabną historię ubraną w cudowne słowa, gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje, a los igra ze wszystkimi jednakowo, nie zważając na status, pochodzenie, ani nawet to, czy się jest dobrym, czy złym.
Marek Stelar

Styl
100%
Fabuła
100%
Emocje
100%

Według opinii 01 Czytelników

Sortuj według

  • Avatar

    czujeiczytuje

    Kołtuny i skorupy

    Wyobraźcie sobie włosy. Długie, piękne włosy. I teraz ukryjcie wszystkie grzebienie świata. Wszystkie zębate ustrojstwa.
    Nie można ich czesać. Myć. Zakaz dbania. Zaczynają się plątać. Tygodniami. Miesiącami. Spada na nie brudny miejski deszcz, mieszka w nich bałtycki piasek, przyjmują fakturę poduszki. I kiedy to już nie piękne i nie włosy, można je tylko odciąć od głowy. Pozbawić kołtuna. Usunąć z obrzydzeniem i obawą. Co się w nim zalęgło.

    Oni hodowali kołtuny między żebrami. Pod samą skórą jątrzyły się nienazwane zaniedbania, gotowe się babrać i psuć. I w głowach zamiast “ciepło i dobrze” brzmiało: nie wolno płakać, nie wolno się bać. Nie czuj. Beksa.

    Rozsadza go. Najpierw bije równo z sercem. Później wyprzedza, popędza. Rozrywa żyły i chce się wydostać na zewnątrz. Co to jest? Dlaczego i jakim prawem to nim rządzi? Ma sobie pójść. Ma tego nie być. A jeśli to jego kawałek i on jest nim i o nim, to prędzej go amputuje, niż przyjmie i zrozumie.

    To właśnie oni, zaplątani w supły. Ze sobą, między sobą i w sobie. To bohaterowie Beksy. Oni. I one, ale jakby nie z tego bieguna, inne. Kiedyś upadły i się rozsypały, żyły dalej. Kupka piasku. Proch. Każdy je widział i nikt nie widział. Każdy wiedział. A oni. Skorupy. Twarde, zrogowaciałe pancerze. Nie wolno ich naruszyć i otworzyć. Bo wszystko, co żyje w środku, umrze. Spalone słońcem imion, oczekiwań i rozwiązań. Ale szukają i sięgają. Żeby z tego mięsa pod skorupą ulepić człowieka.

    A to całe bolesne zawiniątko, z którym właściwie trudno obcować i trudniej zapomnieć, mieszka w przepięknych słowach. Jakby czekały na siebie i się znalazły, żeby ułożyć się w coś ważnego.

    Nie umiem tego znaleźć i nazwać, ale zostaję z wrażeniem, że nie do końca rezonuję z tą historią. Może przez to, że rezonuję za bardzo. Bo muszę ją i siebie po niej wsadzić do jakiejś szuflady. A skąd ja wezmę taką piękną szufladę.

    2024-09-12

Zostaw opinię na ten temat!

Aktualności

Nadchodzące wydarzenia